czwartek, 28 kwietnia 2016

Tysiąc ran codzienności

źródło
Bo to się zwykle tak zaczyna... Po wielkiej miłości przychodzi codzienność. Minuta po minucie, godzina po godzinie, odbierają nam złudzenia. Kolejny katar, chwile nudy, złość i zmęczenie. Banalne sprawy, nużące zakupy, domowe awantury. Nie każdy związek rozkwita z upływem lat. Niektóre z nich mają swój termin przydatności do zniesienia. A w takiej atmosferze łatwo o... kryminał.

TytułTysiąc róż
Autor: Magda Rem
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Fabuła rozkręca się niepozornie. Jest burza, w pensjonacie Tysiąc róż właściciel złorzeczy na pogodę. Powinien zadzwonić do żony, ale... ma na głowie większe problemy. Tymczasem w jego progach staje dziwny staruszek. Po skromnym powitaniu zaczyna snuć opowieść o innych czasach i zupełnie innym tysiącu róż. W tej opowieści jest Michał i Ewa. On grafik, ona pisarka. Żyją w spokojnej codzienności, w której największym zmartwieniem są ich wzajemne relacje. Codziennie rano listonosz, pogawędka z sąsiadem, wspólne posiłki i pisanie powieści. Aż do pewnego felernego wieczoru, który zmienia wszystko. Ale czy aby na pewno? A może, pomimo pewnego nieszczęścia, nie trzeba zmieniać starych przyzwyczajeń?

Tysiąc róż to twardy orzech do zgryzienia. Ni to thriller, ni to powieść obyczajowa. Z jednej strony zagadka kryminalna, z drugiej dylematy wewnętrzne. Prawdopodobnie odpowiednim określeniem jest thriller psychologiczny. Jeśli chodzi o przemyślenia, jest ich w powieści bardzo dużo. Fabułę poznajemy z perspektywy pierwszoplanowej. Dzięki temu wiemy, a zarazem nie wiemy, tyle co i on. Bohater ma nawet nad nami przewagę. Przeszłość zdradza nam urywkowo i niechronologicznie. W tej grze odgrywamy rolę obserwatora, który musi liczyć na zeznania mało wiarygodnego świadka.

Sama akcja dzieje się na przełomie kilku dni, jednak opisywane sytuacje są skutkiem wydarzeń z przeszłości. Autorka często stosuje retrospekcję, co niestety negatywnie wpływa na płynność fabuły. Tym bardziej, że myśli bohatera potrafią w sposób niezauważalny oderwać się od teraźniejszości i zacząć opisywać wspomnienia. Taki sam problem miałam z pojawiającymi się fragmentami czytanej przez bohatera powieści. Jej treść wprowadzana była w sposób płynny, utrudniający oddzielenie jej od głównej akcji.

Ale co może się dziać w ciągu kilku ledwie dni? Główny bohater odbiera listy, pije piwo z sąsiadem, idzie na zakupy. Niby nic, a zarazem bardzo dużo! Bo to nie są zwykłe dni ani standardowe okoliczności. Każdy niespodziewany gość jest potencjalnym zagrożeniem, każde trzaśnięcie drzwiczek sygnałem do odwrotu. Autorce udało się wykreować atmosferę ciężką od niepewności, przesyconą tajemnicą i paranojami bohatera. Bo jemu też nie można wierzyć. Czy wciąż jest przy zdrowych zmysłach? Czy przez stres nie przekręca opowiadanej nam historii? A może oszukuje nas celowo?

Napięcie, wokół niego zbudowano całą historię. Nieważne, czy chodzi o zmywanie naczyń czy podlewanie kwiatów, każdy nieprzemyślany ruch może skończyć się tragicznie. Chwila nieuwagi i świat pozna mozolnie ukrywaną tajemnicę. Teoretycznie ani przez chwilę nie powinniśmy odczuwać spokoju. Tak jak bohater. W praktyce jednak tak się nie dzieje. Wzmianki z przeszłości, wprowadzające cenne szczegóły do całości, przerywają jednak uczucie napięcia. Momentami małżeńska codzienność staje się nużąca nawet dla czytelnika. Tak przynajmniej dzieje się do połowy książki. Im dalej jesteśmy, tym bardziej wczuwamy się w fabułę.

Ostatecznie nie sposób nie docenić stworzonej historii. Wszystkie wydarzenia wynikają z wcześniejszych działań, większych lub mniejszych akcji, a nawet pozornie nieistotnych sygnałów. Zakończenie stanowi piękne zamknięcie wszystkich wątków, wykorzystujące wszystkie przekazane czytelnikowi informacje. Nagle okazuje się, że nic, co wcześniej zostało nam opisane, nie było zbędne. A jednak... temu precyzyjnie przygotowanemu finałowi zabrakło przytupu. Spodziewałam się fajerwerków, czegoś zaskakującego. Wcześniej bohater kilka razy zaskoczył mnie swoimi decyzjami, tym razem po prostu rozczarował.

Również opisane postacie to prawdziwa rewia nietypowych osobowości. Większość z nich jednak nie wzbudziła mojej sympatii. Elżbieta, gdy pytała swojego męża o wykreowanego przez siebie bohatera, użyła słów "czy lubisz go nie lubić?". I właśnie ja tak miałam. Nie lubiłam ich i było mi z tym dobrze.

Tysiąc róż to bardzo ciekawe, chociaż dziwne, doświadczenie. Pomysł na fabułę jest interesujący, a jego wykonanie przypomina w stylu Zbrodnię i karę. Klimat psychozy i szaleństwa, lubisz to? Jeśli tylko się nie boisz, zaryzykuj, czytaj!



1 komentarz:

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates